Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 27 - " Coś ty się, helu nawdychał ?"

   Dzień 28 - Perspektywa Kornelii

  - Kora, obudź się. - Słyszałam jak KTOŚ, czyli Tues, stara się mnie obudzić, lekko szturchając w bok. Mruknęłam tylko kilka niewyraźnych słów, po czym chciałam przewrócić się na drugi bok mojego łóżka ... tylko że nie byłam w łóżku ... z hukiem zleciałam z twardych krzeseł.
  - Auć. - Jęknęłam, masując bolącą głowę, oraz przelatując zaspanym spojrzeniem po wszystkich obecnych. Już chciałam powiedzieć coś w stylu "Coś przegapiłam ?", jednakże widząc w jakim każdy jest stanie, darowałam sobie ironiczne gadki. Wstałam z zimnej, zakurzonej (Powinni tutaj zatrudnić porządniejsze sprzątaczki) ziemi, a następnie otrzepałam swoje ubrania ... czyli kremową sukienkę ... ? A tak, impreza, alkohol, wypadek i szpital.
  - Harry jest w śpiączce. Nie wiadomo, czy się obudzi. - Rzekła, łamiącym głosem, Stella.
  - Nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze. - Przytuliła ją blondynka, a brunetka rozpłakała się jak małe dziecko ... z resztą, nie dziwię jej się. Osoba, którą kocha, może już nigdy nie wstać z łóżka szpitalnego. Wszyscy mieli podpuchnięte oczy, rozwalone fryzury, oraz pogniecione ciuchy. Plus moje przyjaciółki jeszcze rozmazany makijaż. Swoją drogą, Tuesday przypomina mi pewnego rodzaju dobrą wróżkę, pocieszającą w tej chwili kopciuszka, w tym przypadku Stell, która w magiczny sposób straciła swojego królewicza, mowa o Haroldzie Edwardzie Styles.
  - Która godzina ? - Zapytałam cicho, przecierając oczy, które mimowolnie mi się kleiły.
  - Ósma. - Odpowiedział Liam, spoglądając na złoty zegarek, ozdabiający jego prawy nadgarstek.
  - Tak wcześnie ? - Jęknęłam, siadając na krześle.
  - Tak wcześnie. - Fuknęła brunetka, mrożąc mnie wzrokiem.
  - Przepraszam, czy państwo może do pana Harolda Stylesa ? - Zapytał mężczyzna po czterdziestce w białym kitlu, poprawiając prostokątne okulary na nosie.
  - Tak. - Odparliśmy chórem, przytakując na własne słowa.
  - Rodzina, czy przyjaciele ? - Spytał ponownie, rzucając nam wymowne spojrzenie. Już go nie lubię ...
  - Przyjaciele ... - Odpowiedział niepewnie Zayn, kątem oka spoglądając na Stellę.
  - Nie ma tutaj rodziny, czyż nie ?
  - Nie. - Odparł Louis, obejmując swoją dziewczynę w pasie.
  - W takim razie poproszę kogoś z państwa, aby udał się ze mną do gabinetu. - Westchnął ciężko.
  - Stella. - Powiedzieliśmy wszyscy na raz, patrząc na zdezorientowaną brunetkę.
  - Idź z doktorkiem. - Poklepałam ją po plecach, na co tamten zrobił urażoną minę. On już chyba mnie też nie lubi ...
  - Ej, ja tutaj zostanę, a wy wracajcie lepiej do domu ... - Mruknął do nas Zayn, patrząc na oddalającą się brunetkę i tego siwego.
  - Mhm ... myślę, że to będzie dobry pomysł. - Przytaknął Louis.
  - To wracamy do domu ... dojdziecie na piechotę ? - Zapytał Niall.
  - Tak. Albo zamówimy taxi. Nie martw się. - Puścił mu oczko.
 Poprawiłam grzywkę, po czym ruszyliśmy w stronę samochodu chłopców w absolutnej ciszy. Nikt nie miał ani ochoty zacząć jakiegoś tematu, ani chęci rozmowy teraz, gdy nasz przyjaciel leżał w śpiączce, a jego życie stało pod wielkim, czerwonym znakiem zapytania. Koszmarne uczucie ...
 Po długim, ciągnącym się w nieskończoność, czasie, dojechaliśmy pod wielki dom 1D. Wysiadając z auta, przypomniałam sobie o moich rodzicach ... wyjechałyśmy dość dawno, prawie miesiąc temu, a ja ani razu do nich nie zadzwoniłam ...
  - Kto jest głodny ? - Z zamyśleń wyrwał mnie głos Tues.
  - Ja nie ... - Mruknęłam z westchnięciem, wchodząc mozolnym krokiem do salonu i siadając na skórzanej, czarnej kanapie.
  - Mhm, ja również. - Potwierdził Liam, siadając obok mnie.
  - Tak, straciłem apetyt. - Mruknął Louis, kładąc się na podłodze.
  - Wiecie ... ja też nie odczuwam głody ... - Westchnął Niall, a prawie wszyscy w pokoju zakrztusili się powietrzem i zaczęli kaszleć, patrząc na blondyna wielkimi oczyma. Gdy ten zdał sobie sprawę co właśnie powiedział, złapał się za serce, po czym zemdlał. Pisnęłam, z resztą jak każdy, podbiegając do niego. Chłopcy przenieśli Nialla na kanapę. No, przy podnoszeniu wyślizgnął się z ich rąk i z hukiem zleciał na podłogę ... blondynka szybko przyniosła zimny okład, kładąc go na czole Nialla, a ja kucnęłam przy nim, mocno trzymając jego dłoń. Nie minęło dziesięć minut, a ten już otwierał oczy.
  - Wiecie co ... ? - Zapytał, z jęknięciem głaszcząc się po brzuchu. - Ja jednak coś zjem ... - Wyszczerzył się do nas, na co: Ja walnęłam face palma, Louis i Liam parsknęli śmiechem, a Tuesday z przewróceniem oczu, poszła zrobić mu jakieś kanapki.
  - Dobra, idę wziąć relaksującą kąpiel z bąbelkami ... - Mruknął Liam, wstając. - Wiecie, gdzie mamy świeczuszki ? - Zapytał niewinnym głosikiem, a widząc nasze zdziwione miny, machnął ręką, po czym poleciał na górę.
  - O gez ... - Zachichotałam, siadając Niallowi na brzuch.
  - Jakaś ty lekka. - Powiedział zszokowany, z wielkim wyszczerzem.
  - Jem ... - Tutaj zaczęłam liczyć na palcach. - ... dwadzieścia razy mniej od ciebie. Nie dziw się tak. - Wytknęłam mu język, włączając telewizor. Louis rozłożył się wygodnie na dywanie, jak jakiś pies. A właśnie, pies !
  - Luna ! - Wrzasnęłam, a po chwili mała, kremowa kulka futra siedziała mi na kolanach.
 Leciał jakiś wywiad z Jutinem Bieberem. Po chwili dołączyła do nas również Tues ze swoim Borysem. Swoją drogą, dziwne, że nasze zwierzaki się nie gryzą, jak to zazwyczaj jest w kreskówkach. Właściwie, są dla siebie jak rodzeństwo, co nie jest zbyt normalne ...
  - Słyszycie ? Czujecie ? - Zapytał niepewnie Niall.
  - Ale co ? - Zapytałam zdziwiona.
  - Popcorn ! - Pisnął, nie zważając na mnie i moją przyjaciółkę, poderwał się z miejsca, zrzucając nas na Louisa, po czym poleciał do kuchni.
  - Debil. - Prychnęła Tues.
  - Ale mój. - Wyszczerzyłam ząbki.
  - Ej, słyszycie ? - Zapytał Lou. - Marchewki ! - Pisnął, biegnąc do kuchni.
  - Yyy ... jak można słyszeć marchewki ? - Spytałam lekko skołowana.
  - On może wszystko. - Zachichotała.
  - Debil. - Prychnęłam.
  - Ale mój. - Zaśmiała się, czochrając mi włosy, po czym, nadal siedząc na mnie, zaczęła oglądać telewizję.
 Jeśli mam być szczera, nie ważyła zbyt wiele. Ale co się dziwić, ona tańczy i biega i ćwiczy i w ogóle ... a właśnie ! Muszę w końcu znaleźć jakąś normalną pracę. Bo raczej modelką mi nie uda się zostać ... trzeba potwornie dużo zachodu, jakiś czarymasrkich CD i w ogóle, trza mieć doświadczenie, którego niestety nie posiadam ... a wielka szkoda ... Bo nadawałabym się na nią ! W końcu, mam niezłą figurę, uroda też nie jest poniżej przeciętnej linii ... a do tego mam odwagę i charyzmę !
  - Słyszysz mnie w ogóle ? - Zapytała niepewnie blondi.
  - Tak, tak ... przecież to oczywiste, że słucham. Gdybym nie słuchała, nie wiedziałabym, o czym mi mówiłaś, oraz bym była skołowana. A jak widzisz, ja doskonale wiem,  o co chodzi, gdyż przyjęłam twoje pytanie spokojnie z równowagą ... - Zaczęłam, a widząc jej minę, zmarszczyłam brwi. - Nic nie mówiłaś, no nie ? - Spytałam z jęknięciem.
  - Nic, a nic. - Westchnęła, kręcąc głową z dezaprobatą.
 Wzruszyłam ramionami, po czym wstałam z zimnej podłogi, zrzucając z siebie dziewczynę.
  - Idziemy na spacer ? To nam dobrze zrobi ... - Zauważyła, biorąc Lunę na ręce.
 Ta tylko przytaknęła. Po chwili, już ubrane, wyszłyśmy z domu, kierując swoje zacne cztery litery w stronę parku. Puściłam Lunkę ze smyczy. W pewnym momencie, gdy przechodziłyśmy obok kiosku, niedaleko naszego ulubionego miejsca, gdzie Tuesday codziennie rano biega, coś na wystawie przyciągnęło moją uwagę. Z wielkimi oczyma, z otwartą buzią, patrzyłam na okładkę gazety.
 Wielkimi, czerwonymi literami, napisane było "Harry Styles trafił do szpitala - Wypadek, czy nieszczęśliwa miłość ?". Miałam ochotę rozbić szybę, wziąć tą gazetę i rozerwać na strzępy. Tuesday wleciała do środka, kupiła TO COŚ, po czym wróciła i od razu zaczęła czytać.
  - Niedawno Harold Styles, jeden z pięciu członków zespołu One Direction trafił do szpitala. Z tego co nam wiadomo, jest w krytycznym stanie. Stało się to podczas imprezowania w jednym z Londyńskich klubów. Wychodząc na tyły, był dość upity. Potrącił go samochód. Świadkowie mówią, że nie był wtedy sam. Stella, dziewczyna, która zawładnęła jego sercem, widziała całe to zajście. Ostatnie słowa dziewiętnastolatka brzmiały "Kocham cię Stella". Chłopak walczy o życie, pogrążony w śpiączce, z której niestety, może się nie wybudzić. Pozostaje jedno pytanie ... CZY TO WINA POLKI, CZY MOŻE NIESZCZĘSNEGO WYPADKU ? - Zakończyła, po czym wściekła zgniotła gazetę, wrzucając ją do śmieci, czyli tam, gdzie jej miejsce. No co za chamstwo ... przecież to nie jest normalne ! Jeśli Stella to zobaczy, popadnie w jeszcze większą depresję ...
  - Dobra, mam dość. - Powiedziałam, zaczesując włosy do tyłu. - Idziemy do tego parku, czy wracamy ? - Zapytałam cicho, przeskakując z nogi na nogę.
  - Wracamy. - Westchnęła ciężko, ciągnąc mnie w stronę domu. Za nami, posłusznie dreptała Luna z przekrzywioną w lewo, główką.
  - Jak myślisz ... Harry wybudzi się z tej śpiączki ? - Spytałam, a ona zmroziła mnie wzrokiem.
  - Uno, oczywiście, że tak. Secundo, nie poruszajmy tego tematu. I ... nie pamiętam tego trzeciego ... - Mruknęła ze zrezygnowaniem.
  - Dobra, rozumiem ... to chodźmy na zakupy ! - Powiedziałam z udawanym podnieceniem. Niby kocham zakupy. Jest to jak moje hobby, zaraz po graniu na gitarze i śpiewaniu, aczkolwiek teraz nie mam na nic ochoty.
  - Tobie to tylko jedno w głowie ... dziś nie mam ochoty na noszenie tych wszystkich toreb. - Jęknęła.
  - Muszę znaleźć pracę ... - Westchnęłam ciężko, a ta spojrzała na mnie zdziwiona. - Wiesz ... mam wiele wolnego czasu, a nie mogę wiecznie siedzieć na głowie moim rodzicom. - Wzruszyłam ramionami.
  - Rozumiem ... zgłoś się do jakiejś agencji, czy coś ... - Uśmiechnęła się do mnie.
  - Nie przyjmą mnie ... brak doświadczenia ... - Przewróciłam oczyma.
  - To zostaje ci pracować jak normalny człowiek. - Zauważyła, jakże "błyskotliwie".
  - Tak ... będę kelnerką ... albo opiekunką dla dzieci ... lub będę pracować w schronisku ... - Powiedziałam z coraz większym przerażeniem w oczach, na co ta tylko parsknęła śmiechem.
  - Dobra, dobra. - Poczochrała mi włosy.
 Gadałyśmy chwilę, po czym doszłyśmy pod dom. Po wejściu do domu, ujrzałam trójkę gapiących się na telefon stacjonarny, debili. Jeden w białym szlafroku, z różowym turbanem z ręcznika na głowie - Liam. Drugi, mlaskający, jedzący marchew z otwartą buzią i wielkimi gałami, porównywany do królika - Louis. No i trzeci, śpiący i ... śliniący się przez sen blondyn, który pochrapywał pod nosem - Niall.
  - A ... co wy robicie ? - Spytałam, unosząc brwi ku górze.
  - Czekamy na telefon od Stelli lub Zayna. - Odpowiedział głos Liama, tylko brzmiał jakoś inaczej ...
  - Coś ty się, helu nawdychał ? - Zapytałam zdziwiona.
  - Yyy ... może ... - Powiedział z wielkimi rumieńcami, na co potrząsnęłam głową z dezaprobatą.
  - To wy sobie tutaj czekajcie, a ja idę poczytać. - Pomachałam ich, a widząc przerażenie w ich oczach, przewróciłam oczyma. - Tak, czasem zdarza mi się poczytać. - Prychnęłam, idąc do salonu. Tam teraz jest cicho, spokojnie, oraz jest to pomieszczenie dobrze oświetlone.
 Usiadłam na kanapie, biorąc do ręki pierwszą część tomu Domu Nocy, pod tytułem "Naznaczona". Szybko wzięłam się za czytanie i, jeśli mam być szczera, było to bardzo fajne. No, do momentu, aż nie przerwał mi dźwięk telefony stacjonarnego ...

***

 I oto ja, w całej mojej wielkości i chwale xD Proszę wybaczyć, że rozdział taki krótki, gdyż zazwyczaj piszę dłuższe, aczkolwiek, niestety, wena się blokuje ... jakoś napisałam ten rozdział, choć jest dość beznadziejny, przez co mam ochotę przywalić łbem w ceglany mur -,-" Nie będę przynudzać jeszcze bardziej ... komentujcie i czekajcie na kolejny rozdział ^^














2 komentarze:

  1. Świetny rozdział. :) Muszę przyznać, że Kornelia to moja ulubienica.. Z niecierpliwością czekam na nn..

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wychowana na skraju biedoty, zarabiała na siebie i rodziców. Los nie przeznaczył jej kolorowego życia. Zwłaszcza, że w wieku siedemnastu lat straciła ojca i matkę. Zmarli podczas wypadku samochodowego, zostawili ją bez pożegnania, a ona tylko cierpiała. Przez rok mieszkała z ciotką w Londynie, jednak za dużo złego przeszła w tym mieście by móc w nim zostać na jeszcze kilka lat. Postanowiła przeprowadzić się do Chicago, gdzie z całego serca zapragnęła rozpocząć nowe życie...Kto wie, może lepsze? Tylko co będzie jeśli cokolwiek się skomplikuje? Czy wystarczająco słaba psychika Mia doprowadzi ją do krytycznego stanu? Nie wiesz tego..."
    Ale jeśli chcesz się dowiedzieć zapraszam na nowo otwartego bloga, gdzie na razie jest tylko prolog :
    http://battle-of-destiny.blogspot.com/
    Pozdrawiam cię, Mia ♥

    OdpowiedzUsuń